Beata Brudak
socjoterapeutka, tutorka, dyrektorka przedszkola, specjalistka w programie SPDN
Kiedy wybierałam studia pedagogiczne, byłam podekscytowana, pełna wiary i przekonana, że znalazłam swoje powołanie. Wierzyłam, że będę jedną z tych nauczycielek, które realnie zmieniają życie młodych ludzi – inspirują, wspierają, pomagają im dokonywać wyborów.
Wyobrażałam sobie szkołę jako miejsce pełne przygód i życzliwych ludzi: kolegów po fachu, rodziców i uczniów oczywiście. Od przedszkola „bawiłam się w szkołę”. Patrzyłam z zachwytem na moich nauczycieli – jednych podziwiałam, inni byli przestrogą, a o niektórych… zupełnie zapomniałam. Nie wiedziałam dlaczego – dopóki sama nie zaczęłam uczyć.
Dzień, w którym dowiedziałam się, że dostałam pracę w szkole, był początkiem spełnienia marzeń… i przyszłego koszmaru. Nikt nie mówił, że w tej pracy można spalić się szybciej, niż zdążyć rozwinąć skrzydła. Gdzie więc kończy się pasja, a zaczyna wypalenie?
Pamiętam swoją pierwszą radę pedagogiczną w szkole, w której spędziłam zaledwie rok. Bezbarwna, pełna napięcia mała szkoła, a kadra podzielona. W powietrzu „wisiały” pretensje i żale. Dyrekcja była życzliwa, a ja miałam głowę pełną pomysłów. Chciałam zmieniać, ulepszać, wprowadzać nowe rozwiązania. Pewne projekty koleżanki i koledzy przyjęli, inne napotkały „mur”. I nagle poczułam, że dla niektórych stałam się wrogiem. Wystarczyło, że chciałam coś zrobić inaczej. Potem zmieniłam szkołę. Pierwsza rada… magia. Po poprzednim doświadczeniu nie wierzyłam, że można czuć tyle życzliwości i autentyczności w jednym pokoju nauczycielskim. Wiedziałam, że podjęłam dobrą decyzję. Pracowałam tam kilka lat. Obserwowałam, jak relacje – zarówno wśród nauczycieli, jak i pracowników niepedagogicznych – zaczynają się zmieniać, niestety na gorsze. Z czasem przestałam wychylać się z pomysłami. Czułam, że koleżanki i koledzy zamykają się w systemie obronnym, który w trzy sekundy potrafiłby zabić mój zapał. Na szczęście byli też tacy, którzy go podsycali i tylko dzięki nim przetrwałam. Często zadawałam sobie pytanie: jak to możliwe, że w ciągu kilku lat wspaniała kadra potrafi zmienić się w zespół nie do poznania? Czy mam do nich pretensje? Absolutnie. Wypalenie zawodowe nie jest zjawiskiem nowym, ale dziś przybiera na sile. Chroniczne zmęczenie, brak motywacji, drażliwość, problemy w relacjach z uczniami i rodzicami – lista jest długa. Coraz częściej mówi się też o tzw. cichej rezygnacji – nauczyciel zostaje w zawodzie, ale przestaje się angażować i daje z siebie jedynie minimum. I wcale nie chodzi o staż pracy – dotyka to zarówno początkujących, jak i doświadczonych pedagogów.
Co gasi zapał nauczycieli?
Obecnie jestem dyrektorem placówki oświatowej, wykładam na uczelni wyższej, prowadzę szkolenia i warsztaty. Dzięki temu patrzę na relacje nauczycieli z różnych perspektyw. I wiem jedno – nie wystarczy patrzeć. Trzeba naprawdę zobaczyć. Powodów wypalenia jest wiele: psychologiczne, systemowe, społeczne. Nauczyciele najczęściej wskazują na:
- Przeciążenie obowiązkami. Uczą, sprawdzają, prowadzą dokumentację, piszą sprawozdania, organizują uroczystości, rozmawiają z rodzicami, uczestniczą w radach, zebraniach, szkoleniach… Lista nie ma końca.
- Brak uznania i prestiżu. Oczekiwania są ogromne, ale uznanie? Zbyt często symboliczne. Nie chodzi o bombonierkę na koniec roku, a o zwykłe „dziękuję” i realne wsparcie w trudnych sytuacjach – ze strony przełożonych i rodziców.
- Niskie wynagrodzenie. Szczególnie bolesne dla młodych pedagogów, którzy chcą się usamodzielnić czy założyć rodzinę. Wielu dorabia, żeby przetrwać. Sama pracuję na więcej niż jeden etat – i to będąc dyrektorem.
- Chaos systemowy. Reformy gonią reformy, zmieniają się podstawy programowe, wymagania i przepisy. Trudno o stabilność, gdy co roku od 1 września zaczynasz w nowej rzeczywistości.
- Trudności wychowawcze i emocjonalne. Coraz częściej to nie lekcje są najtrudniejsze, a radzenie sobie z agresją, brakiem szacunku czy problemami psychologicznymi uczniów – bez realnego wsparcia systemu.
- Podcinanie skrzydeł. To boli chyba najbardziej. Często widzę, jak starsze stażem koleżanki gaszą entuzjazm młodszych. Gdy tylko pojawia się nowy pomysł, odpowiadają: „To już było i nie wyszło”, „Nie warto”, „Bez sensu…”.
Ale to, że komuś kiedyś się nie udało, wcale nie oznacza, że tobie też się nie powiedzie! Nowe spojrzenie, świeża energia i inny sposób działania mogą sprawić, że tym razem efekt będzie zupełnie inny. Nie pozwól, by cudze doświadczenia stały się twoim ograniczeniem.
Paradoks? Najczęściej wypalają się Ci, którzy wcześniej byli najbardziej zaangażowani. Pasjonaci, którzy wkładali serce w swoją pracę, dziś są zmęczeni, rozczarowani i coraz częściej gasną.
Jeśli wypalenie zaczyna Cię dotykać, nie ignoruj tego. Szukanie wsparcia i dbanie o siebie to nie słabość – to sposób na to, by dobrze żyć.
Dołącz do Specjalistycznego Programu Doskonalenia Nauczycieli i #PorozmawiajOTym. Teraz dostęp 20% taniej!
Uśmiech, który kryje zmęczenie
Moja bardzo dobra koleżanka z pracy – świetna nauczycielka – zawsze kochała dzieci. To było jej powołanie. W pracy była uśmiechnięta i zaangażowana, ale w środku wołała o pomoc. Przez lata nikt tego nie usłyszał. Skutki? Zrezygnowała z pracy.
A ja? Ja też doskonale się ukrywałam. Na zewnątrz uśmiechnięta, serdeczna, gotowa podjąć się nawet najbardziej absurdalnych zadań. Dopiero w domu wylewałam hektolitry łez w poduszkę i zajadałam żale czekoladą o północy.
Myślałam, że to moja wina. Że coś robię źle, że nie mam odpowiednich kompetencji, że nie nadaję się do tej pracy. Wstydziłam się przyznać, że przeżywam kryzys. Zawalałam noce, bo wszystko robiłam na ostatnią chwilę. Rano ciężko było wstać z łóżka. Zaniedbałam rodzinę.
Ten kryzys, paradoksalnie, mnie uratował, ale tylko dlatego, że spotkałam na swojej drodze wspaniałych pedagogów, którzy we mnie wierzyli. Pokazali mi, jak radzić sobie z trudnościami i wykorzystać swój potencjał w inny sposób – tak, by był doceniony, zauważony i pomocny dla tych, którzy tego potrzebują. Do dziś są dla mnie autorytetami, choć nie zawsze się zgadzamy.
Niestety, wielu nauczycieli nie ma takiego wsparcia. Przeżywają swoje kryzysy samotnie, co często kończy się depresją albo odejściem z zawodu.
Nie daj się wypaleniu – razem łatwiej
Razem możemy wiele – to moje motto. Samemu trudno jest wyrwać się z sideł wypalenia. Osamotnienie nie pomaga w żadnym kryzysie, a wypalenie to jasny sygnał, że coś wymaga zmiany – tryb pracy lub troska o siebie.
Zmieniłam coś w obu kwestiach. Dziś wstaję rano do pracy z autentycznym uśmiechem i chęcią szukania nowych rozwiązań – „tu i teraz”. Owszem, zdarzają się kryzysy, ale widzę w nich potencjał do dalszego rozwoju i poszukiwania lepszych rozwiązań.
Wiem też, że coraz więcej nauczycieli decyduje się na wsparcie u specjalistów. W niektórych szkołach powstają grupy wsparcia i organizowane są warsztaty przeciwdziałające wypaleniu. To ważne – nie zostawaj z tym sam!
Pamiętaj, że wypalenie zawodowe nie jest oznaką słabości. To naturalna reakcja organizmu na długotrwały stres i brak równowagi między dawaniem a braniem. Czasem wystarczy zmiana perspektywy, zadbanie o granice i odpoczynek, a czasem potrzebna jest głębsza praca nad sobą.
Co może pomóc, gdy czujesz, że opadasz z sił?
- Porozmawiaj z kimś, komu ufasz. Nie noś tego w sobie. Zwierz się przyjaciółce z pracy, pedagogowi szkolnemu, terapeucie, partnerowi życiowemu. Czasem jedno wypowiedziane „jest mi trudno” potrafi odciążyć bardziej niż miesiąc milczenia.
- Postaw granice. Naucz się mówić „nie” bez poczucia winy. Zaplanuj odpoczynek tak samo, jak planujesz zajęcia. Redukuj nadmiar obowiązków – Twoje zdrowie jest ważniejsze niż kolejny perfekcyjnie przygotowany scenariusz czy sprawozdanie.
- Domagaj się wsparcia systemowego. Superwizja, profilaktyka wypalenia, lepsze warunki pracy – to nie luksus, lecz podstawa, jeśli mamy uczyć z pasją i spokojem.
- Rozważ zmianę środowiska lub formy pracy. Edukacja nie kończy się w murach szkoły. Organizacje pozarządowe, szkolenia, edukacja alternatywna – to miejsca, w których wielu nauczycieli odzyskuje energię i sens działania.
Nie bój się sięgnąć po pomoc
Bywa, że myślisz: „Wszyscy tak mają”, „Muszę zacisnąć zęby i dawać radę”.
Prawda jest brutalna – w ten sposób tylko się pogrążasz. Trudno być dobrym nauczycielem, gdy jest się wypalonym, samotnym i wyczerpanym do granic możliwości. Wypalenie zawodowe nie jest „wyrokiem śmierci” dla twojej pasji. To raczej jak czerwone światło na drodze, ostrzegające: „Stop! Zatrzymaj się. Zacznij dbać o siebie, zanim będzie za późno”. Prośba o pomoc to nie oznaka słabości – to akt odwagi. To dowód, że rozumiesz, jak ważne jest, by być silnym nie tylko dla siebie, ale i dla tych, których uczysz. Twoja siła to nadzieja i wsparcie dla uczniów. Nie zostawiaj siebie na marginesie. Zasługujesz na to, by być dobrym – dla siebie i dla innych. Pokochaj siebie, a reszta będzie już tylko formalnością. I pamiętaj – nie uratujesz całego świata, ale jeśli dzięki tobie choć jeden młody człowiek doceni wszystko, czego się od ciebie nauczył – to warto. Niestety, naszą słabością jest rozpamiętywanie porażek, zapominamy z kolei o pozytywach. Należy to szybko zmienić – doceniaj każdy, nawet najmniejszy sukces, bo to właśnie uzasadnia sens bycia nauczycielem.
Podziel się ze znajomymi











