Beata Brudak
socjoterapeutka, tutorka, dyrektorka przedszkola, specjalistka w programie SPDN
Jeden z najszkodliwszych mitów o pracy nauczyciela jest ten, że dobry pedagog „zawsze sobie poradzi”. Bez względu na to, ile problemów go przytłoczy. A jeśli nie daje rady, to znaczy, że jest może nieudolny i „nie nadaje się do zawodu” lub jest niewystarczająco dobry. Takie myślenie jest nie tylko krzywdzące, ale wręcz niebezpieczne, bo zmusza nauczycieli do ukrywania swojego zmęczenia i stresu z obawy przed „łatką lenia”, człowieka niekompetentnego, nieroba czy „pedagoga bez powołania”. […] W środowisku psychologów, psychoterapeutów, czy innych terapeutów superwizja to standard – nikt nie wyobraża sobie pracy bez regularnych spotkań, na których można omówić trudne doświadczenia, rozładować emocje i wzmocnić psychiczną odporność. Tymczasem w szkołach temat ten wciąż bywa traktowany jak dziwactwo albo zbędny luksus czy fanaberie. A to poważny błąd.

Jestem nauczycielem, czyli kim?
Jestem nauczycielem ponad 10 lat, stanowisko dyrektora objęłam w 2020 roku, dla jednych to za mało, dla innych za dużo, a dla mnie wystarczająco, by mieć odwagę i kompetencje, aby opowiedzieć o tym, czego doświadczyłam i co zaobserwowałam przez te wszystkie lata. Zanim jednak przejdę do swoich osobistych doświadczeń, chciałabym podzielić się z Wami moimi przemyśleniami. Nie musicie się z nimi zgadzać, ale chociaż przeczytajcie, być może skorzystacie z nich później.
Misja czy poświęcenie? Ciemne strony pracy nauczyciela
Praca nauczyciela to jedno z najbardziej wymagających i odpowiedzialnych zadań w naszym społeczeństwie. To znacznie więcej niż tylko przekazywanie wiedzy – to rola przewodnika, wychowawcy, a nierzadko także psychologa, interwenta kryzysowego, który wspiera swoich uczniów w codziennych trudnościach. Często jest to pierwsza osoba dorosła, która uczy dzieci i nadaje sens wykonywanym przez nie podstawowym czynnościom samoobsługowym. Pokazuje tym samym, że dziecko może samo o sobie decydować i mieć poczucie sprawstwa. Tymczasem oczekiwania wobec nauczycieli rosną z każdej strony: od uczniów pragnących uwagi i zrozumienia, rodziców domagających się perfekcji, dyrekcji i kuratoriów bądź innych organów prowadzących i egzekwujących przepisy prawa, a nawet od mediów kreujących wizerunek nauczyciela. Ostatnio hejt, który wylewa się na pedagogów osobiście mnie przeraża. A przecież każdy dorosły wybiera zawód według swoich kompetencji, kształci się w danym kierunku, rozwija, uczy, a potem nagle dowiaduje się z mediów, że jest nierobem i ma dwa miesiące wakacji. Czy my naprawdę mamy wpojone od urodzenia dostrzeganie i czepianie się wszystkiego, co jest inne, niezgodne z „normą”…?
Pracowałam w szkole podstawowej, aktualnie pracuję w przedszkolu, mam również doświadczenia z pracy w innych placówkach, zarówno edukacyjnych, jak i pomocowych. Mimo że uwielbiam swoją pracę i nigdy, przenigdy nie zamierzam tego zmieniać, to często odczuwam pewną bezsilność, zmęczenie i rezygnację. Z roku na rok zauważam coraz większą frustrację w sytuacjach gdy na przykład rodzic zwraca się do nauczycieli, magistrów z wykształcenia, z wyższością choć sam ma wykształcenie średnie, a czasem nawet podstawowe. Nie marginalizuję tu osób z niższym wykształceniem, chodzi mi bardziej o sam fakt traktowania nauczyciela jako kogoś gorszego, niekompetentnego lub niezaangażowanego. Wyobraźcie sobie, że jeden z rodziców w mojej placówce – gdy się okazało, że jedna z nauczycielek będzie przez dłuższy czas nieobecna – zapytał, czy na zastępstwo może przyjść jego koleżanka po kursie dla opiekunek? Szokujące! Uświadomiłam sobie wtedy, jak bardzo niedoinformowani są rodzice, zwłaszcza rodzice dzieci w wieku przedszkolnym. Jak bardzo niepoważnie traktują nasz zawód. Jak niewiele mówi się i pisze o przedszkolankach, opiekunkach w przedszkolu… A prawda jest taka, że niejednokrotnie nauczyciel wychowania przedszkolnego ma o wiele więcej specjalizacji niż nauczyciel matematyki czy chemii w liceum.
Wymaga się od nas ciągłej dostępności, reagowania na sytuacje „na wczoraj”, dostosowania całego świata do trudności każdego dziecka, informowania rodziców o wszystkim „z prędkością światła”, niechorowania, nieomylności i perfekcji, sprawdzania prac zaliczeniowych najlepiej „od ręki”, błyskawicznego i bezbłędnego sporządzania stosownej dokumentacji, wyjazdów na zielone szkoły i wiele, wiele innych…
Dla przykładu – jestem dyrektorem przedszkola publicznego, czyli tak naprawdę nauczycielem, interwentem kryzysowym, kierownikiem administracji, kadrową, sekretarką, a czasem intendentką, pomocą w kuchni czy woźną. Braki kadrowe utrudniają codzienne funkcjonowanie placówki, a przemęczony pedagog, nawet najlepszy w swoim fachu, może zwyczajnie się wypalić i stracić motywację do pracy. Działanie pod presją ze strony rodziców, konieczność radzenia sobie z trudnymi zachowaniami dzieci, ciągła czujność i tradycyjny nadmiar biurokracji są powodem przeciążenia, stresu, a nawet wypalenia zawodowego. I co dalej? Gdzie szukać pomocy? Czy nauczycielom nie powinno przysługiwać profesjonalne wsparcie? Sama dobrze wiem, że ciężko jest rozmawiać o swoich trudnościach z osobami, które znamy. Rozmowa z koleżanką po fachu nie zawsze jest zbawiennym rozwiązaniem. Często boimy się oceniania przez drugiego człowieka. Łatwiej jest udawać, że wszystko jest okej, niż przyznać się, że sobie z czymś nie radzimy.
Jeśli czujesz, że stres coraz mocniej przejmuje nad Tobą kontrolę, zatrzymaj się i poszukaj wsparcia,
Dołącz do Specjalistycznego Programu Doskonalenia Nauczycieli
i #PorozmawiajOTym
Teraz dostęp 20% taniej!
Niepokojące wnioski
Szkoła to miejsce pełne silnych emocji – zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Z doświadczenia wiem, że nauczyciele rzadko dzielą się swoimi problemami, a często funkcjonują na granicy wytrzymałości. Uczestnicząc w licznych spotkaniach w rożnych placówkach, słyszę, że nauczyciele czują się przeciążeni nie tylko nadmiarem obowiązków, ale również emocjonalnie. Zauważcie, że oczekuje się od nauczyciela, by był wciąż obecny „dla innych”, gotowy do pomagania i wspierania. Często nawet kosztem własnej rodziny. Sama czasami, zamiast jechać na koszykarski mecz córki czy piłkarski syna, zostawałam w domu i przygotowywałam opinię o dziecku dla poradni psychologiczno-pedagogicznej, sprawdzałam prace, zostawałam w szkole w celu uzupełnienia dokumentacji, przygotowania dekoracji bądź też poświęcałam czas na spotkania zespołu do spraw pomocy psychologiczno-pedagogicznej, radę pedagogiczną, zebrania czy niezaplanowane spotkanie z rodzicami, gdy akurat wydarzyło się coś ważnego i pilnego. Pedagogom naprawdę trudno oddzielić życie zawodowe od prywatnego, zwłaszcza jeśli mają w „swojej klasie” osobę, która ewidentnie potrzebuje ich pomocy. A to wszystko prowadzi do przewlekłego stresu i pogorszenia samopoczucia psychicznego.
Cisza nauczyciela – dlaczego boimy się mówić o słabościach?
Jeden z najszkodliwszych mitów o pracy nauczyciela jest ten, że dobry pedagog „zawsze sobie poradzi”. Bez względu na to, ile problemów go przytłoczy. A jeśli nie daje rady, to znaczy, że jest może nieudolny i „nie nadaje się do zawodu” lub jest niewystarczająco dobry. Takie myślenie jest nie tylko krzywdzące, ale wręcz niebezpieczne, bo zmusza nauczycieli do ukrywania swojego zmęczenia i stresu z obawy przed „łatką lenia”, człowieka niekompetentnego, nieroba czy „pedagoga bez powołania”.
Tymczasem codzienność w placówce oświatowej to często są wiadomości od rodziców o pierwszej w nocy z żądaniem natychmiastowej reakcji, hejt w mediach społecznościowych, poczucie kompletnego osamotnienia i brak wsparcia ze strony przełożonych czy choćby koleżanek po fachu. Dochodzi do tego jeszcze strach przed nieustanną oceną – ze strony uczniów, rodziców, dyrektora, innych nauczycieli, kuratorium, organu prowadzącego, a także społeczeństwa, które zbyt często patrzy na pedagogów jak na uprzywilejowanych darmozjadów, a nie ludzi codziennie mierzących się z ogromną odpowiedzialnością. Często to dzięki otwartości i zaangażowaniu pedagogów wychodzą na jaw trudne sytuacje, które niejednokrotnie pomagają zrozumieć jak funkcjonuje młody człowiek, a nawet uratować im życie.
Nie opcja, a konieczność: rola superwizji w pracy nauczyciela
W środowisku psychologów, psychoterapeutów, czy innych terapeutów superwizja to standard – nikt nie wyobraża sobie pracy bez regularnych spotkań, na których można omówić trudne doświadczenia, rozładować emocje i wzmocnić psychiczną odporność. Tymczasem w szkołach temat ten wciąż bywa traktowany jak dziwactwo albo zbędny luksus czy fanaberie. A to poważny błąd.
W licznych analizach i obserwacjach specjalistów zajmujących się zdrowiem psychicznym nauczycieli, na przykład prof. Jacka Pyżalskiego, podkreśla się, że regularne korzystanie z superwizji może pomóc nauczycielom lepiej radzić sobie ze stresem, budować motywację i czerpać większą satysfakcję z pracy. Superwizja to sprawdzona metoda wspierania osób pracujących w zawodach pomocowych – nie tylko psychologów czy terapeutów, ale także nauczycieli, którzy codziennie mierzą się z ogromnym obciążeniem emocjonalnym. Superwizja to nie „grupowe użalanie się”, ale profesjonalne wsparcie, które pozwala nauczycielom wyznaczać granice, odreagować napięcia, spojrzeć na trudne sytuacje z dystansu i z empatią, zamiast się w nich pogrążać i odczuwać ogromne osamotnienie w temacie.
Na całe szczęście coraz więcej mówi się o tym, że nauczyciel nie jest robotem i potrzebuje profesjonalnego wsparcia. Że jeśli ma on stworzyć bezpieczne, sprzyjające rozwojowi środowisko dla dzieci, to sam musi czuć się bezpieczny i wspierany. Superwizja nie jest więc żadną fanaberią, to inwestycja w zdrowie psychiczne nauczycieli i lepszą edukację.
„Nie naprawia się dachu, kiedy pada deszcz”, gdy usłyszałam te słowa po raz pierwszy, od razu wiedziałam, że będą mi towarzyszyły codziennie, zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. To tak jak z ratowaniem życia człowiekowi, jeśli Ty nie będziesz bezpieczny, to nie pomożesz nikomu. Żeby zadbać o innych, najpierw musisz zadbać o siebie, swoją siłę, energię i bezpieczeństwo.
Nauczyciel bez granic – prosta droga do kryzysu
Dla mnie jedną z największych trudności jest nauczenie się, kiedy powiedzieć „dość”. Odbieranie telefonów po godzinach pracy, w weekendy, na urlopie, odpowiadanie na wiadomości późnym wieczorem czy zgadzanie się na dodatkowe zadania, bo… No właśnie, dlaczego? Bo nikt inny za mnie tego nie zrobi? Bo jestem nie do zastąpienia? Bo jak nie ja, to kto? To nieustanna presja, która powoli odbiera siły i radość w codziennych obowiązkach. Takie funkcjonowanie, niestety, może prowadzić do chronicznego zmęczenia, frustracji, stresu czy nawet depresji.
Umiejętność stawiania granic to nie słabość, lecz wyraz troski o samego siebie i swoje zdrowie. Świetnie potrafimy o tym mówić czy dawać najlepsze rady na świecie, zapominając jednak w tym wszystkim o sobie. A to ważna kompetencja, którą warto rozwijać, np. na szkoleniach czy warsztatach, które pomagają odnaleźć równowagę między pracą a życiem osobistym. Jeśli nauczyciel nie zatroszczy się o siebie, trudno będzie mu w pełni zatroszczyć się o swoich uczniów.
Edukacja potrzebuje serca, nie tylko schematów
Przeciążeni, wyczerpani, pozostawieni sami sobie – tacy są dziś nauczyciele. Ludzie, którzy każdego dnia dają z siebie wszystko, by wspierać dzieci, często kosztem własnych spraw i potrzeb. Ale jak mają to robić skutecznie i z sercem, gdy sami ledwo „łapią oddech”? System edukacji musi wreszcie uwzględnić dobrostan nauczyciela, jako fundament każdej dobrej placówki oświatowej. To nie jest tylko kwestia biurokracji czy dostępności psychologa – to kwestia szacunku, zrozumienia i zmiany całej kultury.
Przestańmy wyobrażać sobie nauczyciela jako bohatera bez skazy, który wszystko zniesie, nigdy się nie potknie i nigdy nie upadnie. To człowiek pełniący wiele innych ról społecznych. Człowiek mający, tak samo jak lekarz, górnik, sprzątaczka czy ekspedientka w sklepie, prawo do zmęczenia, słabości czy popełniania błędów. Mamy prawo do wsparcia w chwilach słabości. Do zrozumienia i pomocy zamiast ciągłego krytykowania i oceniania.
Superwizje, konsultacje, chwile odpoczynku, to nie fanaberie czy przywileje. To powietrze, bez którego nauczyciel nie przetrwa. Bez tego „tlenu” nie będziemy mogli dać z siebie więcej w chwili kryzysu gdy.
Czy naprawdę chcemy pozwolić sobie na to, by ci, którzy kształtują przyszłość, upadli na naszych oczach?
Jeśli choć trochę zależy nam na naszych dzieciach (naszych, bo sama jestem matką dwójki wspaniałych młodych ludzi), musimy zacząć od pedagogów!
Szkoła bez nauczyciela to budynek bez serca, a jego duszą są wszyscy pracownicy, zarówno pedagogiczni, jak i niepedagogiczni.
- Dobra szkoła to bezpieczni nauczyciele.
- Dobra szkoła to zadowolony personel.
- Dobra szkoła to ludzie z zapewnionym wsparciem placówki, z radością do niej przychodzący.
- Dobra szkoła to wspierające się środowisko i skuteczne formy pomocy dla każdego, kto jej potrzebuje…
Nauczyciele, jeśli zauważycie u siebie:
- uczucie ciągłego zmęczenia, brak satysfakcji z pracy, rozdrażnienie, przygnębienie czy poczucie bezradności;
- przekonanie, że to, co robisz, nie ma sensu ani znaczenia;
- problemy ze snem, częste bóle głowy, brzucha, napięcie mięśni, kołatanie serca, uczucie ścisku w klatce piersiowej, ogólne osłabienie i spadek odporności;
- coraz mniejszą cierpliwość do uczniów, rodziny czy współpracowników;
- unikanie kontaktów z innymi ludźmi, myśli o rezygnacji z pracy, poczucie, że już nie dajesz rady;
- obojętność wobec sukcesów i porażek swoich uczniów, a także przymus chodzenia do pracy i brak zaangażowania,
to znak, że nadszedł czas, by zadbać o siebie. Takie sygnały, utrzymujące się przez dłuższy czas, powinniśmy potraktować bardzo poważnie. Nie czekajcie – później może być już… za późno.
Podziel się ze znajomymi